Kiedy wspomina się o broniach termobarycznych w rękach Rosji, to przed oczami od razu pojawia się nam osławiony samobieżny miotacz ognia TOS-1A Sołncepiok, mogący zmieść z powierzchni ziemi małe osiedle. Ten zakazany rodzaj broni przyjmuje też formę bardziej skromnych, przenośnych i obsługiwany przez jednego żołnierza wyrzutni i świetnym tego przykładem jest rakietowy miotacz płomieni RPO-A Trzmiel, czy jak wolicie granatnik termobaryczny wykorzystywany przez Rosjan w Ukrainie.
Broń termobaryczna, próżniowa czy paliwowo-powietrzna. Ma wiele określeń i jest zakazana. Pozostaje pytanie… jak działa?
Na samym początku warto podkreślić to, czym dokładnie są bronie termobaryczne. Nie jest to bowiem zarówno TOS-1A Sołncepiok, ani RPO-A Trzmiel. Przynajmniej nie bezpośrednio, bo są to tylko platformy startowe dla właśnie pocisków termobarycznych, które odpowiadają za sianie niszczycielskiej siły. Ogół tej broni został zakazany na mocy Konwencji Genewskiej w użytku przeciw cywilom, ale nie przeciwko wojsku, dlatego ciągle znajduje się na wyposażeniu wielu państw. Rosja należy do jednych z nich, ale to, czy wykorzystuje je zgodnie z powszechnie przyjętymi prawami, to już inna sprawa.
Z pozoru pociski termobaryczne robią to samo, co zwykle, bo robią po prostu „bum”, ale kluczowa różnica między nimi, a konwencjonalnymi pociskami sprowadza się do tego, jak do tego „bum” dochodzi. W pociskach termobarycznych brakuje bowiem powszechnego połączenia materiału wybuchowego i utleniacza, bo zamiast tej mieszanki wykorzystuje się w ich głowicy bojowej głównie sam materiał wybuchowy w odpowiedniej formie. Kiedyś był to pył węglowy, a dziś już metalizowane materiały wybuchowe (aluminiowy lub magnezowy pył).
Chociaż w tej formie ładunek wybuchowy nie wydaje się zbytnio zabójczy, to w praktyce on właśnie odpowiada za osławioną skuteczność pocisków termobarycznych. Te podczas trafiania w cel zamiast sprowadzić wszystko do jednego etapu (wybuchu), najpierw rozpylają na danym obszarze wspomniany pył poprzez wstępną eksplozję, a następnie sam pył wymieszany z cząsteczkami tlenu w powietrzu (utleniacza) zapala się, co generuje już właściwy wybuch.
To właśnie sprawia, że broń termobaryczna jest tak zabójcza. Towarzyszą jej różnice ciśnienia, które trwają nie mikro- (jak to bywa przy konwencjonalnych wybuchach), a milisekundy, co znacząco zwiększa ich skuteczność uśmiercania. Musicie bowiem wiedzieć, że przy wybuchu zabija nie ogień, zwykle mało efektowny poza ekranem kinowym, a właśnie skok ciśnienia. Ten przy trwaniu rzędu jednej milisekundy musi wynosić około 250 kPA, ale kiedy trwa przez np. 20 milisekund, to skuteczność zabijania zapewnia już znacznie mniejsze, bo ciśnienie rzędu 70 kPa.
Aby lepiej to zrozumieć, warto przypomnieć sposób działania broni termobarycznej w fizycznym ujęciu, który obejmuje:
- Utlenianie materiału wybuchowego w ramach fali detonacyjnej (trwa to przez kilka mikrosekund)
- Reakcji spalania tuż po fali detonacji przez kilkaset milisekund
- Właściwe spalanie rozproszonej w powietrzu substancji wybuchowej z udziałem utleniacza (tlenu)
Ten ostatni etap jest charakterystyczny dla broni termobarycznej (zwanej też próżniową) i podczas niego generowana jest nawet częściowa próżnia w miejscu wybuchu, czego przejawem jest „grzyb” po wybuchu. Tego, czego nie widać, to skoku ciśnienia, które trwa już dziesiątki mikrosekund.
Rosyjski RPO-A Trzmiel to nic innego, jak granatnik termobaryczny
Wracając do głównego tematu, wspomnianą niszczycielską siłę udało się sprowadzić do ręcznego miotacza ognia RPO Trzmiel, a dokładniej mówiąc jego wersji RPO-A, która zapewniała stosowanym pociskom głowicę termobaryczną. Nie jest to wcale nowa broń, bo jej historia sięga aż 1976 roku, kiedy to opracowano jednorazową wyrzutnię pocisków RPO-Z o bardzo uproszczonej konstrukcji z celownikiem przeziernikowym i opcjonalnym celownikiem optycznym OPO-1. Ta rzecz jasna towarzyszyła kolejnym pociskom i RPO-A nie było od tego wyjątkiem.
Wersję RPO-A opracowano w 1984 roku i ta korzysta od tych czasów z 2,1-kilogramowego ładunku bojowego. Jeden żołnierz może przenosić towarzyszącą jej 11-kilogramową wyrzutnię tak, jak każdy inny granatnik ręczny, jako że mierzy 920 mm długości, a jej kaliber wynosi 93 mm. Sam pocisk wylatuje z wyrzutni z prędkością 125 m/s i może uderzać w cele oddalone o 20-1000 metrów (choć przyrządy celownicze sprawdzają się na odległości 600 metrów), a jego silnik rakietowy kończy prace tuż przed opuszczeniem samej wyrzutni.
Wygląda na to, że mimo wieku RPO-A Trzmiel ciągle trzymają się dzielnie, a rosyjscy żołnierze wyposażeni w nie zaczęli już atakować siły zbrojne Ukrainy. Możecie to obejrzeć powyżej, jak również rzucić okiem na te wyrzutnie, dzięki materiałom trafiającym do sieci prosto z frontu. Warto jednocześnie podkreślić, że te granatniki termobaryczne ma w rękach Rosja, Białoruś, Ukraina, Wietnam czy Chiny pod nazwą PF97, a przed rokiem rosyjskie media wspominały o planach opracowania następcy Trzmiela, który miał charakteryzować się ulepszonymi parametrami i zwiększonymi możliwościami bojowymi względem radzieckiego pierwowzoru.